Teatr w Trzynastce

Uczniowie rozwijają swoje pasje i talenty artystyczne, biorąc udział w zajęciach koła teatralnego. Poznają warsztat pracy aktora, scenarzysty, reżysera i scenografa od kuchni. Biorą udział w różnych artystycznych przeglądach, konkursach czy festiwalach krajowych i międzynarodowych. Od lat angażowali się w projekt Lingue in scena w Turynie.

„Lingue in Scene” – festiwal teatralny w Turynie 2022

W dniach 18-21 kwietnia 2022 uczniowie z naszej szkoły wraz z opiekunami – panią Małgorzatą Tejchman i panią Małgorzatą Wątkowską, uczestniczyli w kolejnej międzynarodowej edycji teatralnego święta pod nazwą „Języki na Scenie” w Turynie.

Refleksje uczestników:

Igor Radoński, klasa 2e
Do projektu dostałem się poprzez przyjście na casting w szkole, a później uczestnictwo w zajęciach teatralnych. Od początku ćwiczyłem główną rolę czyli Don Kichota. Uważam, że przygotowania do spektaklu były w porządku, chociaż nie do końca pasuje mi Włoska etyka pracy, ponieważ oni na wszystko mają czas, przez co na końcowym spektaklu wraz z kolegą z Francji musieliśmy trochę improwizować.
Współpraca z osobami i innych krajów była wręcz cudowna. Poznałem wielu młodych i utalentowanych ludzi i nawiązałem nowe znajomość, które trwają po dziś dzień. Jedyną trudnością dla mnie była, tak jak wcześniej wspominałem, włoska etyka pracy. A na pytanie, co było cenne dla mnie podczas tego wyjazdu nie jestem w stanie odpowiedzieć, ponieważ uważam że każda minuta, którą tam spędziłem, bawiąc się z tyloma wspaniałymi ludźmi, czegoś mnie nauczyła.

Kamila Lipska, klasa 3a
Na przesłuchanie poszłam tylko i wyłącznie sprawdzić swoje możliwości, nie oczekując żadnego lepszego rezultatu. Stwierdziłam, że „raz się żyje” i czemu by nie spróbować. Na pewno nie sądziłam, że się gdziekolwiek dostanę, więc kiedy się o tym dowiedziałam, byłam co najmniej zaskoczona. W szkole przeprowadzane były próby do przedstawienia, które mamy wystawić w Polsce, natomiast do Włoskiej sztuki mieliśmy nieco inny scenariusz. Po wizycie reżysera, Marco Alotto, wiedzieliśmy mniej więcej, jak będą wyglądać próby. Miał on również wybrać osoby do grupy aktorskiej. Nie ukrywam, że liczyłam na to, że się w niej znajdę, aczkolwiek uważam, że wybór Marco był całkowicie uzasadniony i nasi aktorzy zagrali świetnie. We Włoszech zostałam przydzielona do tańca, co zdecydowanie nie jest moją mocną stroną. Poznaliśmy tam wielu niesamowitych ludzi. Ja osobiście najlepszy kontakt złapałam z Irlandczykami, Włochami i Hiszpanami. Niesamowity był dla mnie fakt samego mówienia po angielsku, a co dopiero rozmowy z ludźmi, którzy uczą się go jako języka ojczystego. Była to zdecydowanie jedna z najlepszych części wyjazdu. Próby były bardzo intensywne, od 9.30 do 18.00, z dwugodzinną przerwą na coś do zjedzenia. Myślę jednak, że było zdecydowanie warto. Nawet taniec udał się bardzo dobrze, może pomijając fakt, że zaraz przed występem zwichnęłam sobie kostkę, więc nie obyło się bez przygód. Wszyscy się bardzo ze sobą zżyliśmy, co naprawdę mnie zdziwiło, bo na normalne rozmowy nie było wiele czasu w ciągu tylko czterech dni zajętych ćwiczeniami. Niektóre osoby nawet się popłakały podczas pożegnania. Muszę przyznać, że był to jeden z najfajniejszych wyjazdów, na którym miałam okazję być. Aż trudno uwierzyć, że już pewnie nigdy nikogo nie zobaczę.

Michał Boguś, klasa 2d:
Nasz wyjazd do Turynu był wielkim wydarzeniem. Rozpoczęcie przygotowań związanych z projektemLingue in scena”, zaczęło się już na wiele miesięcy przed samym wyjazdem. Co tydzień spotykaliśmy się, aby wczuć się w klimat Don Kichota, który w tym roku został wybrany przez organizatorów projektu.

Wylecieliśmy w Niedzielę Wielkanocną z lotniska w Balicach i wylądowaliśmy w Mediolanie, aby jeszcze na parę chwili przed ciężka pracą zobaczyć kawałek Włoch. Po dwóch dniach intensywnego zwiedzania udaliśmy się pociągiem do Turynu, aby we wtorek rano rozpocząć próby przed premierą. Zostaliśmy tam przydzieleni do 3 grup: grupy grającej, śpiewającej i tańczącej.

Choć każdy z nas robił rzeczy różniące się od siebie, to uważamy, że każdy z nas miał ogromny wkład w cały projekt.

Całe przedstawienie było istną wieżą babel. Każdy mówił w innym języku, jednak to nadawało wyjątkowości całemu wydarzeniu. I właśnie ta wyjątkowość urzekła mnie w całym wyjeździe najbardziej. Byłem wręcz zachwycony ludźmi, których tam poznałem, w szczególności Hiszpanami i Irlandczykami. Entuzjazm z jakim można się było u nich spotkać, był wręcz zachwycający.

Zuzanna Pilch, klasa 3b:
Turyn, miasto pełne wspaniałej barokowej architektury – dziesiątki niezwykłych kościołów, piękne teatry, mnóstwo muzeów. Ulice, przepełnione targami książek z unoszącym się zapachem świeżo zmielonej kawy, a za ich rogiem kryjące się kolejne magiczne miejsca. Turynu nie da się opisać jednym słowem, pomimo, że nie pojechaliśmy do niego w celu turystycznym, to i tak to co zobaczyliśmy zrobiło na nas ogromne wrażenie. A doświadczenia jakie nabyliśmy podczas przygotowań do spektaklu zostawiły w nas równie mocny ślad… Zacznijmy zatem od początku.

Kiedy w naszej szkole odbędzie się casting do spektaklu za granicą bez zastanowienia zgłosiłam się do udziału. Kiedyś myślałam o roli aktorki i stwierdziłam, że to dobry sposób, aby wypróbować swoje siły. Na samym początku mieliśmy kilka spotkań online z włoskim reżyserem, a pewnego dnia zawitał osobiście do naszej szkoły. Razem z nim przyjechała pani zajmująca się kostiumami i pan tworzący muzykę. Zaczęliśmy od rozgrzewki, szczerze mówiąc dawno się tak nie zmęczyłam jak w tamtym momencie. Następnie reżyser pokazał nam kilka ruchów ze sztuk walki, szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że aż tak to się nam spodoba. Potem przeszliśmy do zaprezentowania swoich zdolności aktorskich, odgrywaliśmy różne rolę. Jeśli chodzi o stres to nie było go w ogóle, już w pierwszych minutach spotkania z nas zszedł i zastąpiły go endorfiny szczęścia, świetnie się tamtego dnia bawiliśmy. Pod koniec przekazano nam, że tylko 3 osoby będą grać aktorsko w spektaklu, a reszta zajmie się śpiewem i tańczeniem. Na dodatek zamysł całego spektaklu opierał się na muzyce na żywo, a aktorzy mieli nie schodzić ze sceny cały występ, to właśnie oni byli żywym tłem.

Kiedy dowiedziałam się, że z naszej grupy tańczą tylko dwie osoby wiedziałam, że prawdopodobnie dostanę się do sekcji tanecznej, jak się później okazało nie miałam racji….

Pomimo tego, że tańczę od wielu lat reżyser postanowił przydzielić mi rolę. Na dodatek uważam, że została ona stworzona dla mnie… Miałam zagrać końcową scenę walki Rycerza Białego Księżyca z Don Kichotem. Niezwykle ucieszyłam się, ponieważ ta rola łączyła dwie moje największe pasje: taniec i aktorstwo. Niedość, że mogłam wcielić się w inną postać to miałam również możliwość pokazania swoich umiejętności tanecznych. Po usłyszeniu takich wyników jeszcze bardziej nie mogłam się doczekać wyjazdu, cały czas myślałam kogo tam poznam, jak to wszystko będzie wyglądać i czy uda mi się podołać zadaniu. Większość uczniów wybierana była ze szkół aktorskich, przez co trochę bardziej się stresowałam.

Po wielu tygodniach oczekiwania nadeszła ta chwila, wyjeżdżam z domu na lotnisko!! Byłam tak podekscytowana, że nawet nie pamiętam kiedy dotarliśmy na miejsce. Pierwsze dni spędziliśmy w Mediolanie, równie zapierającym dech w piersiach miejscu. Najbardziej zachwyciła mnie tam Katedra Duomo, wybudowana w stylu gotyckim posiadająca przepiękną, bogato zdobioną fasadę. Budowana była ponad 500 lat, a teraz jest jednym z największych kościołów na świecie. Obok niej znajduje się Galeria Wiktora Emanuela II, w środku niej znajdują się dziesiątki ekskluzywnych sklepów i restauracji, a po środku na posadzce widnieje mozaika z wizerunkiem byka turyńskiego. Legenda mówi, że jeżeli obrócimy się trzykrotnie na pięcie stojąc na byku, powrócimy do Mediolanu, a szczęście będzie nam sprzyjać. Koniecznie musiałam to zrobić, bo na pewno w przyszłości będę chciała powrócić do tego miejsca.

Czas w Mediolanie zleciał bardzo szybko, i nagle znaleźliśmy się w Turynie, a chwila o której myślałam miesiącami w końcu stała się rzeczywistością. Stałam przed wejściem do hotelu i zastanawiałam się co mnie spotka w środku. Razem z nami mieszkać miały inne narodowości takie jak: Hiszpania, Irlandia, Niemcy i Francja. Moje podekscytowanie było ogromne…

Po rozpakowaniu wyszliśmy wspólnie polską grupą na taras, ponieważ jesteśmy z różnych klas chcieliśmy porozmawiać i lepiej się poznać. Jak się później okazało nie tylko my mieliśmy podobny pomysł. W tamtym momencie poznaliśmy osoby z Rumunii, co prawda przyjechali z projektu Erasmus, ale to nie sprawiało problemów. Świetnie się razem bawiliśmy, dużo rozmawialiśmy, a nawet tańczyliśmy. Słysząc muzykę i dużo śmiechu przyszli do nas zaciekawieni Hiszpanie i Irlandczycy. Tak właśnie wszyscy się poznaliśmy, bawiąc się i wspólnie tańcząc do regionalnej muzyki każdego kraju.

Przez kolejne dni mieliśmy próby, łatwiej nam było rozmawiać, bo w większości poznaliśmy się poprzedniego wieczoru. Teraz opowiem trochę o mojej sekcji, a mianowicie byłam w grupie aktorskiej. Już na początku uczyliśmy się mnóstwa rzeczy: sztuki walki, taniec w grupach, obsługa sztucznego konia, chodzenie z miskami na głowie i tysiąca innych. Każdego następnego dnia reżyser zaskakiwał nas swoimi pomysłami jeszcze bardziej… Pewnego dnia kazał nam nawet posmarować twarz pianką do golenia, nie wiedziałam, że to tak bardzo będzie szczypać!!!

Kiedy nadszedł mój moment w spektaklu, byłam ciekawa jak to wszystko będzie wyglądać. Scenę walki miałam zagrać z Don Kichotem z Włoch – Simonem. Okazało się, że będziemy walczyć czymś na wzór mieczy świetlnych, bardzo nam się spodobał ten pomysł. Na dodatek, przez to, że tylko mój strój był cały na biało (kolorystyka reszty spektaklu była w odcieniach szarości i czerni) dostałam przydomek „Leia ze Star Wars”. Wymyślono nam krótki układ z elementami walki co nie sprawiło mi żadnej trudności, natomiast sprawiło ją coś innego… Najtrudniejszym wyzwaniem było domyślenie się kiedy druga osoba skończy swoją kwestię, ponieważ rozmawialiśmy w różnych językach nie za bardzo wiedzieliśmy kiedy możemy zacząć mówić. Znaleźliśmy na to później rozwiązanie, umówiliśmy się, że jak skończymy, to robimy jakiś ruch, w moim przypadku było to uderzenie mieczem o podłogę, a Simona np. podniesienie rąk do góry.

Ze względu na krótki czas większość sztuki opierała się na improwizacji, co z początku nas przeraziło… Przypomniał mi się moment kiedy musieliśmy improwizować tanecznie do muzyki. To była niezwykle zabawna chwila, bo większość, wiedząc o ty, że jestem tancerką, próbowała mnie naśladować. Kiedy reżyser to zauważył zaczął się śmiać i powiedział, że każdy ma ruszać się tak jak czuje i przestać patrzeć na mnie.

Ostatniego dnia tuż przed próbą generalną, nie dowierzaliśmy, że za chwilę będziemy wystawiać sztukę. W tamtym momencie zaczęłam się bardzo stresować, mieliśmy bardzo dużo ruchów i w większości nie wiedzieliśmy kiedy mamy wejść na scenę. Dobrze, że były osoby, odpowiedzialne za przypomnienie nam co kiedy mamy robić, bardzo nam to pomogło. Pomimo lekkich potknięć wystawiliśmy spektakl na wysokim poziomie. Kiedy nadszedł moment na oklaski wszyscy zaczęliśmy skakać z radości. Nie schodziliśmy ze sceny przez więcej niż 15 minut. To było wspaniałe uczucie, wiedzieliśmy, że poradziliśmy sobie świetnie. Nawzajem sobie gratulowaliśmy, przytulaliśmy się, śmialiśmy, płakaliśmy ze szczęścia. Tyle emocji nami targało, że w tamtym momencie nawet nie myśleliśmy o tym, że to koniec tej wspaniałej przygody. Wtedy cieszyliśmy się naszym wspólnym sukcesem.

Kiedy naszedł ranek to uświadomiliśmy sobie, że dzisiaj wracamy do domów. Nie chcieliśmy stąd wyjeżdżać, spędziliśmy w Turynie jedne z najwspanialszych chwil w naszym życiu i nie chcieliśmy by to wszystko się kończyło. Najtrudniej było mi się z wszystkimi pożegnać, nie spodziewałam się, że to może być tak ciężkie, zwłaszcza, że znaliśmy się niecały tydzień.

Podsumowując moją wypowiedź, tego wyjazdu nie da się opisać jednym słowem, tak jak nie potrafiłam opisać nim Turynu. Przez cały ten czas spędzony we Włoszech bawiłam się wspaniale. I tak jak już wspomniałam były to jedne z najcudowniejszych chwil mojego życia. Każda osoba jaką tam poznałam sprawiała, że ten wyjazd stawał się jeszcze lepszy. Było to niewątpliwie ogromne doświadczenie, a umiejętności jakich tam nabyłam i przyjaźnie, które zyskałam sprawiły, że wyjazd ten zapadnie mi w pamięć na bardzo długi okres czasu.

Pola Kmita, klasa 3a:
Droga do Turynu
Cały projekt rozpoczął się wyrecytowaniem Pani Wątkowskiej wybranego utworu na pamięć. Spośród pewnej ilości uczniów wyłoniła się dziesiątka, która miała pojechać do Turynu, aby przedstawić sztukę z uczniami z innych krajów (Niemcy, Włochy, Hiszpania, Francja, Irlandia). Dalej czekał nas okres przygotowywań, czyli cotygodniowe spotkania w piątek wieczorem i pracowanie nad naszym przedstawieniem Don Kichota. Próby te miały nas przygotować do pracy z reżyserem i pomóc oswoić się ze sceną. Jak będzie wyglądało przedstawienie w Turynie pozostawało wciąż niewiadomą.

Projekt nie polegał jedynie na odgrywaniu ról, ale również śpiewie, tańcu czy nawet scenach walki. Właściwie nikt z nas nie miał pewności, czego może się spodziewać po dotarciu do Turynu i myślę, że była to istotna część tego wydarzenia.

Wracając do przygotowań w Polsce – dodatkowo dla osób śpiewających były organizowane lekcje z profesor A. Bąbką. Odbywały się również spotkania przez Internet z reżyserem czy kompozytorem. Dodatkowo sam reżyser z Włoch przyjechał do Polski i mieliśmy z nim prowadzone zajęcia przez prawie cały dzień szkolny. Od siebie muszę dodać, że były to wyjątkowo wyczerpujące przeżycie.

Mimo wielu wyrzeczeń i poświęconego czasu na przygotowanie, cieszę się że mogłam pojechać do Turynu i zapoznać się ze światem teatru od tej drugiej strony. Myślę, że warto również podziękować paniom profesor: M. Wątkowskiej, A. Bąbce oraz M. Tejchman, które pomogły nam się przygotować i poświęciły wiele swojego wolnego czasu, na często nawet kilkugodzinne próby.

Wrażenia po wyjeździe
Szczerze, to jestem bardzo zadowolona z tego wyjazdu, cieszę się, że zdecydowałam się wziąć udział w projekcie. Był to dla mnie jeden z najbardziej wyczerpujących tygodni jakie przeżyłam. Lecz mimo trudności świetnie się bawiłam, poznałam wielu ludzi z innych krajów, dodatkowo dowiedziałam się jak wygląda prawdziwa praca w teatrze.

Na przygotowanie całego spektaklu, który trwał około dwie godziny, mieliśmy zaledwie cztery dni, a według mnie wszystko wyszło naprawdę dobrze. Tak jak pisałam w poprzednim materiale nie wiedziałam co mnie czeka w Turynie. Okazało się, że zostałam wybrana do grupy tanecznej i śpiewaków. Ze śpiewem kontakt mam od zawsze, ale taniec jest dla mnie czymś zupełnie obcym. Moje niezaznajomienie z tańcem okazało się w ogóle nie być przeszkodą. Poradziłam sobie z trudnościami, i mam wrażenia, że każdy z nas. Dlatego twierdzę, że to przeżycie dla mnie było wyjątkowo kształcące. Zostałam właściwie zmuszona do pokonania różnych barier i zdecydowanie wyszło mi to na dobre. Na pewno jeszcze długo będę wspominać ten okres w moim życiu.

galeria zdjęć – zobacz
film – zobacz

„Lingue in Scene” – festiwal teatralny w Turynie 2018

W dniach 12-20 maja uczniowie z naszej szkoły wraz z opiekunami – panią Małgorzatą Tejchman i panią Agnieszką Hliwą, uczestniczyli w kolejnej międzynarodowej edycji teatralnego święta pod nazwą „Języki na Scenie” w Turynie.
Na profesjonalnej scenie spotkaliśmy się z grupami z Włoch, Grecji, Niemiec, Francji i Irlandii. Pracowaliśmy pod wodzą niezwykłego, ekscentrycznego reżysera teatralnego, Marco Alotto. Warto tu też wspomnieć o wspaniałych choreografach, kostiumologach, scenografach… z którymi dane nam było się zetknąć. W tym roku pokazaliśmy na turyńskiej scenie „Króla Leara” W. Szekspira, sztukę trudną, mroczną i niejednoznaczną. Zostaliśmy docenieni przede wszystkim za wielopłaszczyznowość interpretacji i głęboką symbolikę. Wśród obecnych na sali byli przedstawiciele Konsulatu Honorowego Rzeczypospolitej Polskiej w Turynie – były i obecny konsul razem ze swoimi pracownikami. Tuż po przedstawieniu naszego spektaklu, rozpoczęliśmy pracę nad wspólnym, międzynarodowym „Królem Learem”. Jak to wyglądało? Poczytajcie i zobaczcie!
O Turynie w kilku aktach…
My, piękni i młodzi – Aktorzy, stanowiący sól ziemi, naszej wspaniałej i pięknej krainy, dostaliśmy jedyną i niepowtarzalną okazję zobaczyć, jak praca aktora wygląda od podszewki. Taka szansa nie zdarza się często, więc przygotowania do warsztatów we Włoszech trwały praktycznie od początku roku.
Nasza determinacja, nieoceniona pomoc nauczycieli oraz czas, który poświęciliśmy na przygotowania, pozwoliły nam zabłysnąć na międzynarodowej scenie.
Akt Pierwszy: Mediolan
Lot samolotem postaram się streścić dosłownie w kilku słowach… Było przerażająco i bardzo ekscytująco, szczególnie dla tych, którzy wielu okazji do podróży samolotem nie mieli. Na szczęście podróż przebiegła bez żadnych zakłóceń, czego najlepszym dowodem jest ten tekst.
Mediolan – jakże piękne i kolorowe miasto! Wspaniałe budowle, cenne zabytki, weseli i pełni energii ludzie. Zobaczyliśmy między innymi Katedrę Narodzin św. Marii – jedną z piękniejszych na świecie oraz ostatnią Pietę Michała Anioła. Czego chcieć więcej?
Pogoda udała się wyjątkowo – słońce świeciło cały dzień, dzięki czemu w końcu się opaliliśmy.
Nie mógłbym pominąć tematu jedzenia, czyli mojego zdecydowanie największego i najbardziej naruszającego budżet hobby.
Jedzenie we Włoszech jest wybitne. Z ręką na sercu mogę przysiąc, że najlepsza pizza jaką jadłem, to pizza kupiona w małej restauracji, ukrytej w jednej z wielu uliczek odchodzących od głównego placu miasta…
Pierwsza noc w Mediolanie przebiegła bardzo spokojnie. Było późno, a my byliśmy zmęczeni, więc grzecznie umyliśmy ząbki i poszliśmy spać. Tak przynajmniej brzmi oficjalna wersja i jej należy się trzymać.
Akt Drugi: Turyn i teatralne podboje
Prawdziwie ciężka praca czekała nas dopiero po przyjeździe do Turynu. Drodzy państwo, proszę zapiąć pasy i mocno się trzymać, zaczynamy przejażdżkę zmieniającą całą waszą świadomość na temat siebie! O tak, niczego nie potrzebowałem tak bardzo, jak świeżego spojrzenia na swoją postać sceniczną. I mówię teraz całkowicie poważnie, w pełni doceniłem to dopiero po przedstawieniu finałowym. Patrząc z perspektywy, mogę stwierdzić, że zmieniło się wszystko; od mojego sposobu poruszania się na scenie, po to, w jaki sposób patrzę na pracę aktora. Cudowna przemiana, nie bójmy się tego powiedzieć. Zresztą, dotyczyła nas wszystkich…
Pierwszym wyzwaniem było zaprezentowanie się na scenie. Przedstawienie, które przygotowywaliśmy, uważałem i nadal uważam za najlepsze na świecie. Piękna symbolika i interpretacja Szekspira, nad którą pracowaliśmy tak długo, nie mogła wyjść inaczej niż po prostu – arcydzieło! Jednak, mimo świadomości tego, że lubimy to robić i wychodzi nam dobrze, panowała lekka niepewność. Przecież zawsze można się pomylić, potknąć na scenie, zapomnieć tekstu… Nic takiego oczywiście się nie stało, dzięki organizacji, pracy, świetnemu przygotowaniu i próbom dzień wcześniej w Mediolańskim metrze… Pierwszy sukces był zapowiedzią udanego tygodnia.
Tak też się stało. Zostaliśmy przydzieleni do różnych grup i mimo pracowania osobno, przedstawienie finałowe wyglądało oszałamiająco.
Jak wyglądały prace w grupach?
Intensywnie, oczywiście. W jaki sposób zgrać dużą grupę ludzi, mówiących w rożnych językach tak, żeby nie wyszła z tego kompletna klapa?
Nie mam pojęcia. Wiem za to, z jak niesamowitymi ludźmi przyszło nam pracować. Byli to ludzie z pasją, doszczętnie zakochani w tym, co robią. Otwarci, pogodni, energiczni, trafiający do młodzieży. Takich ludzi szuka się długo, kiedy w końcu się na nich trafia, odciskają oni pewnego rodzaju piętno. Wnoszą w nas samo dobro, rozwijają, uczą i pomagają. Turyńskie anioły w ludzkiej skórze.
Zdecydowanie na długo zapamiętam szalonego reżysera, biegającego po scenie na bosaka i przestawiającego nas z miejsca w miejsce tak, aby zgadzała się jego wizja artystyczna. Zdecydowanie zapamiętam także tłumaczkę, która próbowała nadążyć za Marco strzelającym słowami jak karabin maszynowy.
Fabio! Jak mogłem nie wspomnieć już wcześniej o najlepszym przewodniku na świecie! Młody, zabawny Włoch, uczący się języka polskiego (tutaj należą się słowa uznania za wytrwałość i chęć nauki tak zawiłego i skomplikowanego języka), pełen energii i dobrego humoru, chętnie opowiadający o kraju pizzą i winem płynącym.
Dziękujemy Fabio, bez Ciebie ten wyjazd nie byłby taki sam.
Akt Trzeci: Relacje z obcokrajowcami i czas wolny
Wracając do hotelu, najczęściej marzyliśmy tylko o tym, żeby położyć się spać. Po tak intensywnych próbach człowiek naprawdę potrafi opaść z sił.
Lecz jak tu spać, kiedy tyle ciekawych osób czeka do poznania! Integracje z kolegami i koleżankami zza granicy były bardzo przyjemne.
Aż się łezka w oku kręci, kiedy przypominam sobie Francuzów usiłujących wypowiedzieć „Chrząszcz brzmi w trzcinie”. Pierwsze próby wymawiania polskich zdań były jak zderzenie z rozpędzonym pociągiem. Nie do przebrnięcia. Oj, nieładnie jest się naśmiewać z kolegów nieradzących sobie z naszym językiem. A wcale że nie! Bo nie tylko my się śmialiśmy, zagranica wtórowała nam śmiechem, kiedy łamała sobie języki! Długie dni i jeszcze dłuższe noce, pełne zabawy i śmiechu.
Dobre wspomnienia zostają na długo. Te właśnie do takich należą.
Poza pracą jako poloniści na pełen etat, wolny czas spędzaliśmy na wiele różnych ambitnych sposobów. Niezaprzeczalnie ambitnych, jednak to nie czas, to nie miejsce…
W każdym razie – było wybitnie, co znaczy, że trzeba to powtórzyć. Jeśli oczywiście Włochy nie mają nas dość.
Przekonamy się za rok!
Igor Hamerlik
Galeria zdjęć – zobacz

„Lingue in Scene” – festiwal teatralny w Turynie 2017

W dniach 7-14 maja teatromaniacy z naszej szkoły wraz z opiekunami uczestniczyli w kolejnej międzynarodowej edycji teatralnego święta pod nazwą „Języki na Scenie” w Turynie. Razem z nami na profesjonalnej scenie, pod wodzą obdarzonego iście włoskim temperamentem reżysera M. Alotto, wystąpiła brać teatralna z Grecji, Francji, Niemiec i Włoch. Tym razem przyszło nam zmagać się z klasyką klasyk czyli „Odyseją” Homera. A że było warto śpiewać, tańczyć, odgrywać role i tworzyć teatr cieni świadczy osobista impresja jednej z uczestniczek, Oli M. i garść zdjęć.

Wieczni tułacze turyńscy

Rzecz sentymentalna zawsze jest dla człowieka pełna symboli. Tak też z nieukrywaną tkliwością patrzę na te dziewięć miesięcy pracy i nauki teatralnej, powtórzony cykl, po którym można było spodziewać się zrodzonego w bólach dzieła. Oto i ono. Młodszy brat czterech Hamletów (poprzednia edycja) – Odyseusz.

Odnoszę wrażenie (i zapewne podzielać je będą moi teatralni koledzy), że historia tegorocznego bohatera „Lingue in Scena” była o wiele bardziej wymagająca. Niełatwo z antycznego eposu stworzyć dramat, który nie zabrzmi – nomen omen – dramatycznie. Niełatwo wcielić się w antyczne pierwowzory literackie, by nie wyglądać sztucznie i pompatycznie. Ale to nie jedyne trudności związane z przygotowaniem do festiwalu. Na dwa miesiące przed wylotem do Turynu reżyser zażyczył sobie nakręcenie filmu, na dwa tygodnie przed – zakup glanów i szarych strojów (z których, jak uczy zeszłoroczne doświadczenie, nie skorzystaliśmy). Niełatwo było ogarnąć umysłem kwestie merytoryczne, formalne, organizacyjne, do tego pedagogiczne (za to wielkie ukłony od całej grupy w stronę drogiej Trójcy Profesorskiej), niełatwo też pogodzić cotygodniową orkę na ugorze (czyt. zajęcia teatralne w czwartki od 14:40 do 17:00) z codziennymi obowiązkami. A już zupełnie niemożliwe jest pogodzenie się z tym, że „Lingue in Scena” dobiegło końca. Być może jest to koniec współpracy z naszą szkołą, koniec festiwalu w ogóle, z pewnością zaś jest to koniec mojego w nim udziału (maturo, nadchodzę!). No cóż więcej dodać. Serce pęka, boli głowa „Lingue in Scena” chcę od nowa.

Kurtyna.

Galeria zdjęć – zobacz